Dzisiejszy post poświęcę swojej zmorze. Koszmarowi, który
nękał mnie po nocach.
No dobra. Tak naprawdę nie było tak źle.
Ale o czym mowa?
No dobra. Tak naprawdę nie było tak źle.
Ale o czym mowa?
O wybieraniu szkolnych przedmiotów, oczywiście.
Ogólnie
Na Sixth Form(jeśli ktoś nie kojarzy o czym mowa, odsyłam do
postu poświęconego edukacji w Anglii) można wybrać chociażby dwa przedmioty, które
realizuje się przez dwa lata.
Nie jest to wprawdzie najlepszy zestaw na czołowo
brytyjskie uczelnie, ale i takie kwiatki się zdarzają.
Sytuacja w mojej przyszłej szkole
Należy wybrać cztery przedmioty (są wyjątki, ale mówiąc generalnie).
Aby dokonać odpowiedniego wyboru, już
od dłuższego czasu myślałam nad swoimi zainteresowaniami i planami na
przyszłość, łącząc je w taki oto obrazek: historia, ekonomia, matematyka – to
podstawa!
Wielka trwoga ogarniała mnie natomiast na myśl o czwartym przedmiocie.
Wielka trwoga ogarniała mnie natomiast na myśl o czwartym przedmiocie.
Co wybrać, skoro na tym moje „must have” się kończy?
Myślałam, myślałam i myślałam, aż w końcu stworzyłam listę
swoich propozycji, o opinie na temat których prosiłam starszych od siebie
stypendystów czy członków rodziny.
Lista moich pomysłów na czwarty przedmiot
Początkowo. mój nr 1.
Co się stało potem?
Ano,
dowiedziałam się, że w mojej przyszłej szkole uczą się go Niemcy i Szwajcarzy.
Nie, nie chodzi o jakieś polityczne sympatie czy ich braki, ale o poziom
języka. Niemcy, niemiecki… To by nie przeszło.
Geografia
Zależy, co kto lubi i co w jego szkole się
będzie przerabiało. W mojej przyszłej – m.in. prądy morskie i mierzenie poziomu
rzek. To, za czym nie przepadam, więc odpada.
Polityka, prawo
Przedmioty niezbyt łączące się z moimi
zainteresowaniami , więc nauka ich nie miałaby sensu na dłuższą metę. Poza tym,
dotyczą one dość ściśle Wielkiej Brytanii – jej prawa, jej urzędów, więc na
pewno nie byłoby to dla mnie takie proste.
A na prawo nie trzeba mieć zdanego prawa. Brzmi dziwnie, ale tak jest.
A na prawo nie trzeba mieć zdanego prawa. Brzmi dziwnie, ale tak jest.
Teatr, sztuka
W dużej mierze mogą być teoretyczne. A
teorię w tym przypadku niezbyt lubię.
Literatura angielska
Mój kolejny nr 1. Potem, gdy
poznałam różne opinie, te pozytywne (dobry sposób na naukę języka, świetna
wymówka do masowego czytania; lektury przerobione dokładniej i lepiej niż w
polskiej szkole) i negatywne (czytanie np. Szekspira jest trudne po polsku, a
co dopiero po angielsku; trzeba znać świetnie język, a i Anglicy miewają z nim
problemy), uznałam, że nie ma co.
Rozszerzona matematyka
Jeden z dwóch przedmiotów, które
najbardziej zajmowały mój umysł. Podjąć czy nie…? Matematyka „zwykła” to
coś pomiędzy polską podstawą i rozszerzeniem, a czymś, czego u nas nie ma
(całki, różniczki itd.), a ta?
Przejrzałam sporo stron, pytałam tu i tam, dzięki
czemu co nieco wiem: uwaga, wykracza ponad poziom liceum! Adepci tego tajemniczego
przedmiotu znają takie pojęcia, jak np. liczby zespolone, szeregi, macierze,
współrzędne biegunowe, indukcje matematyczne. I do tego, swobodnie nimi operują,
jak twierdzi Wikipedia.
Brzmi zagadkowo?
Brzmi mrocznie?
Zaczynasz się bać?
Nie
powinieneś!
Jeśli jesteś młodym mat-fizem (albo jakimkolwiek innym „mat”), być może poznasz te pojęcia na pierwszym czy drugim roku studiów. Albo wcześniej, jeżeli tak postanowisz. Twój wybór.
Jeśli jesteś młodym mat-fizem (albo jakimkolwiek innym „mat”), być może poznasz te pojęcia na pierwszym czy drugim roku studiów. Albo wcześniej, jeżeli tak postanowisz. Twój wybór.
Czemu się w ogóle nad tym zastanawiałam?
Bo matma jest fajna. Bo kiedyś się części z tego i tak nauczę. Bo na niektóre uczelnie jest ‘useful’.
Bo matma jest fajna. Bo kiedyś się części z tego i tak nauczę. Bo na niektóre uczelnie jest ‘useful’.
Psychologia
Największy konkurent rozszerzonej
matematyki.
Tak, tak, interesuję się tym. Tematy - też obiecujące. O rodzinie,
o ludziach, o zachowaniu, o osobowości, o agresji, o uzależnieniach, o
problemach społecznych… Żyć, nie umierać! Poza tym, dowiedziałam się, że ta
wiedza może mi się przydać na studiach, w całym moim żywocie, no i do pisania
esejów. Brzmi obiecująco. Może bym i to wzięła, ale…
(tak, teraz czas na puentę)
Odpowiedź na moje modły o inspirację przyszła w bogato
obklejonej znaczkami i pieczątkami kopercie, zaadresowanej do moich rodziców.
W środku – dwa listy.
Jeden z nich – uprzejme gratulacje,
potwierdzenie przyjęcia i takie tam, przeróżne informacje.
Drugi – lista
przedmiotów podzielonych na cztery bloki. Z każdego z nich można wybrać jeden,
a tu: o, trzy „moje” przedmioty w jednej kolumnie.
Patrzę, mrugam. Ach, tak:
historia, psychologia, matematyka.
Razem.
Razem.
W jednej kolumnie.
Mogę wybrać tylko
jeden przedmiot.
Jeden na trzy, które chciałam.
No, super.
I tak misterny plan paru ostatnich miesięcy odszedł w niepamięć.
Woody Allen powiedział kiedyś:
„Chcesz rozśmieszyć Boga? Opowiedz mu o swoich planach na przyszłość”.
Wiedział gość, co mówi, trzeba
przyznać.
Myślicie, ze to koniec moich zmagań z wyborem przedmiotów?
Mylicie się!
Tak naprawdę sytuacja okazała się lepsza, niż początkowo sądziłam. Mogłam mieć matmę! Mogłam mieć matmę rozszerzoną! Ale, musiałam wybierać pomiędzy ekonomią a historią. Choć… może nie?
Tak naprawdę sytuacja okazała się lepsza, niż początkowo sądziłam. Mogłam mieć matmę! Mogłam mieć matmę rozszerzoną! Ale, musiałam wybierać pomiędzy ekonomią a historią. Choć… może nie?
Ciąg dalszy zmagań z wyborem przedmiotów i skrócone
argumenty „za”, „przeciw” i co właściwie jest na niektórych przedmiotach – już
wkrótce.
Zapraszam i pozdrawiam serdecznie!