Zapraszam na nowego bloga, o pobycie w Anglii!
Strony
▼
wtorek, 9 września 2014
sobota, 6 września 2014
Zakończenie - 121 dni pisania później.
Wybaczcie brak urozmaiconej grafiki - mój internet w Anglii jest póki co nie za ciekawy, ale liczę, że w moim internacie będzie lepiej, niż w hotelu. ;)
Gdy zakładałam tego bloga, nawet nie zdawałam sobie sprawy z faktu, iż kiedyś przyjdzie mi go zakończyć. Serio.
Gdy zakładałam tego bloga, nawet nie zdawałam sobie sprawy z faktu, iż kiedyś przyjdzie mi go zakończyć. Serio.
Tyle tygodni pisania, bez
jakiegokolwiek zrozumienia, że i ten etap w pewnym momencie się skończy.
Teraz, pisząc te słowa z pokoju w hotelu we wschodniej Anglii, chyba dwa tysiące kilometrów od rodziny, przyjaciół i wszystkiego, co składało się na moje życie przez ostatnie 17 lat, czuję się co najmniej dziwnie. Tak, to dobre słowo. Wiele wyraża, jednocześnie niczego nie określając.
Teraz, pisząc te słowa z pokoju w hotelu we wschodniej Anglii, chyba dwa tysiące kilometrów od rodziny, przyjaciół i wszystkiego, co składało się na moje życie przez ostatnie 17 lat, czuję się co najmniej dziwnie. Tak, to dobre słowo. Wiele wyraża, jednocześnie niczego nie określając.
Tak dla przypomnienia:
Co się wydarzyło przez ostatnie 121 dni?
Myślę, że najlepiej wyraża to zrealizowana lista zadań.
Składała się ona z zadań w dużej mierze długoterminowych, przez co klarowne określanie postępów jest wręcz niemożliwe. I tu , nauczka na przyszłość - więcej zadań, które, oczywiście, wymagają wysiłku, ale nie rozkładają się aż tak w czasie.
Co było najtrudniejsze?
Myślę, że to, co wymagało najwięcej wysiłku: zadania związane ze sportem. Zwłaszcza te, które polegały na podróżach rowerowych. Wspomniane odwiedziny u koleżanki mieszkającej 40 km ode mnie czy nawet te pierwsze, piętnastokilometrowe wycieczki... To wszystko w swoim czasie było bardzo trudne do zrealizowania. Tym bardziej cieszę się, że się udało.
Miałam też problem z Marzycielską Pocztą. Serio, nie wiedziałam, co mogę napisać do dzieciaków, co właściwie chcę im przekazać. Sporo się zastanawiałam, zanim się za to wzięłam i nie żałuję. To, co trudne daje największą satysfakcję.
Ogólnie, było czasami ciężko z dyscypliną, motywacją. Chęci zawsze są, ale często bywają przyćmiewane. Cieszę się więc z każdej chwili, w której udało mi się przełamać i robić swoje.
A co było najłatwiejsze?
Zadania związane z jedzeniem. Przyjemna i łatwa realizacja; nic dodać, nic ująć.
Z czego się cieszę?
Hoho. Od czego zacząć? :D
Ogólnie: z własnych postępów.
Nauczyłam się smażyć.
Odwiedziłam rowerem miejsca, w których nigdy nie byłam.
Że mogłam ludziom sprawić radość; komuś pomóc, kogoś zainspirować.
Że spędziłam tyle pięknych chwil z rodziną, przyjaciółmi i wszystkimi innymi bliskimi ludźmi.
Że spędziłam tyle pięknych chwil z rodziną, przyjaciółmi i wszystkimi innymi bliskimi ludźmi.
Że zdobyłam koszulkę z logo mojego liceum.
Że spróbowałam nowych potraw, innej muzyki, filmów... Ogólnie, że otworzyłam się na pewne kwestie, a nie ograniczałam jedynie do tego, co polubiłam w przeszłości.
Że spróbowałam nowych potraw, innej muzyki, filmów... Ogólnie, że otworzyłam się na pewne kwestie, a nie ograniczałam jedynie do tego, co polubiłam w przeszłości.
Że zyskałam wiedzę na temat Anglii, samolotów, banków i innych kwestii, które od niedawna są częścią mojego życia.
Cóż. To był niezapomniany czas. Fantastyczne miesiące, warte zapamiętania.
Nie wiem, czy jest sens pisać więcej. Wszystko macie w podsumowaniach, zapowiedziach, refleksjach, planach, a może i własnych wspomnieniach...? Kto wie, kto wie.
Co będzie dalej?
Po pierwsze, zapraszam na nowego bloga.
Nie, nie usuwam tego. Po prostu oddzielam etap przygotowań od wyjazdu. Rozróżniam je adresem, szatą graficzną i poniekąd też treścią. Chcecie wiedzieć więcej? Już wkrótce dalsze informacje!
Po drugie... Sama nie wiem, co będzie, choć bardzo bym chciała.
Zresztą, nie tylko tego. Chciałabym, żeby w nowej szkole wszystko się ułożyło. Chciałabym uniknąć zapomnienia. Chciałabym, żeby mój blog komuś pomógł. A, i jeszcze chciałabym, żeby internet "w pendrivie" nie działał tak, że co 30 sekund trzeba go rozłączać, aby był w ogóle w stanie zrozumieć, że powinien działać. Tyle życzeń, tyle chęci. A wszystko, co ma się rozegrać, będzie miało miejsce w przyszłości.
Co zależy ode mnie, będzie zrealizowane w 100%.
A Wy?
Czy też zrobicie wszystko, co będzie zależało od Was, żeby osiągnąć to, czego chcecie...? I czy znajdziecie czas, żeby w wolnej chwili poczytać moje wynurzenia? :D
Czy też zrobicie wszystko, co będzie zależało od Was, żeby osiągnąć to, czego chcecie...? I czy znajdziecie czas, żeby w wolnej chwili poczytać moje wynurzenia? :D
Pozdrawiam, tym razem z zachmurzonej Anglii i życzę wszystkim powodzenia.
Niech moc będzie z Wami!
piątek, 5 września 2014
#10. Ostatnie podsumowanie - koniec sierpnia, początek września.
Ostatnie dwa tygodnie "moich" wakacji, czyli tydzień sierpnia + pierwszy tydzień edukacji typowego polskiego ucznia były czasem przedziwnym.
Prasowanie, prasowanie, prasowanie. Ach, i dla odmiany pakowanie. A poza tym, dużo przesiadywania w mojej ukochanej szkole. Aż czasem zastanawiałam się, czy niektórzy nie sądzą, że z tym wyjazdem to była jakaś jedna wielka ściema. :D
Nie, nie była. Cóż. Czas na...
Pożegnalny spacer.
Dziwne uczucie - przejść ulicami, którymi chodziło się praktycznie codziennie i zdać sobie sprawę, że przez jakiś czas będą miały chwilę wytchnienia od mojej osoby. Hm.
Upiekłam karpatkę.
Ciasto, którego bałam się najbardziej, okazało się jednym z bardziej przyjemnych do przygotowania. Aczkolwiek nadal uważam, że ciasta z kremem to wyższa szkoła jazdy.
Przeczytałam "Gwiazd naszych wina".
Było dużo łez i wiele pięknych treści, wartych zapamiętania. Z całego serca polecam - i to nawet osobom, które najpierw zabrały się za film.
Spakowałam dwie walizki.
To dopiero wyzwanie. Jechać w ciemno na sześć tygodni, gdy właściwie nie wiesz, co się może przydać, a co jest zupełnie zbyteczne. Sądzę jednak, że ten etap już za nami.
Spędziłam sporo czasu z przyjaciółmi.
Z tego też jestem dumna, bo czasem wymagało to wielu poświęceń ze wszystkich stron. Ale daliśmy radę.
Pojechałam rowerem 40km, żeby odwiedzić koleżankę z klasy.
Było też kilka innych, wartych zapamiętania wypraw rowerowych, ale ta była chyba najtrudniejsza i najbardziej godna pochwały. Niestety, z powodu warunków pogodowych, koleżanka i ja nie wracałyśmy z powrotem rowerami, ale miałyśmy takie chęci i - co lepsze - zdawałyśmy sobie sprawę, że jesteśmy w stanie to zrobić. Świetna sprawa.
Skończyłam prezent urodzinowy dla Joana.
I to jaki - ponad godzinny film! I co z tego, że z powodu awarii komputera soundtrack zrobiony został do połowy, skoro Joan i tak się cieszy? :D
Rozstałam się ze swoimi zeszytami i sprzedałam różne książki.
...I tak, wszystko, co popisane "I 'A'" wylądowało w piwnicy.
Odwiedziłam moją klasę i szkołę.
I to nie raz, i nie dwa. Właśnie dlatego podejrzewam kolegów i koleżanki o sprzeczne opinie na ten temat. Ale co tam! Dzisiaj wybieram się po raz ostatni, aby pożegnać się z ludźmi na te parę tygodni. Przez jakiś czas mnie tam nie spotkają, więc mam nadzieję, że jak się pojawię, będzie to pewnego rodzaju niespodzianka.
Byłam na lekcjach u innych klas, niż moja własna.
Fajna sprawa. 20 minut siedzieć na lekcji w pierwszej klasie, zanim nauczyciel się zorientował, że nie jestem pierwszoklasistką. Później już takiej niespodzianki nie było, bo z reguły pytałam się nauczycieli, czy nie przeszkadza im moja obecność. Ale też zabawnie - na polskim nawet zostałam o coś tam zapytana. Po prostu uwielbiam tę szkołę. :D
Pisząc to krótkie podsumowanie, przygotowuję się już do wyjazdu, który nastąpi za kilkanaście godzin. Do siostry, dziś; od siostry, na lotnisko - jutro. Trochę zostało mi jeszcze do spakowania, a bardzo mi zależy na szybkim odwiedzeniu mojej szkoły, więc w tym miejscu zakończę.
Jutro postaram się napisać kilka słów na "zakończenie" bloga i pojawię się już na innej witrynie, której adres zostanie wkrótce przekazany do wiadomości publicznej.
Pozdrawiam serdecznie i, jeszcze ze swojego domu, życzę wszystkim dobrego dnia!
Prasowanie, prasowanie, prasowanie. Ach, i dla odmiany pakowanie. A poza tym, dużo przesiadywania w mojej ukochanej szkole. Aż czasem zastanawiałam się, czy niektórzy nie sądzą, że z tym wyjazdem to była jakaś jedna wielka ściema. :D
Nie, nie była. Cóż. Czas na...
Podsumowanie ostatnich dwóch tygodni
Pożegnalny spacer.
Dziwne uczucie - przejść ulicami, którymi chodziło się praktycznie codziennie i zdać sobie sprawę, że przez jakiś czas będą miały chwilę wytchnienia od mojej osoby. Hm.
Upiekłam karpatkę.
Ciasto, którego bałam się najbardziej, okazało się jednym z bardziej przyjemnych do przygotowania. Aczkolwiek nadal uważam, że ciasta z kremem to wyższa szkoła jazdy.
Przeczytałam "Gwiazd naszych wina".
Było dużo łez i wiele pięknych treści, wartych zapamiętania. Z całego serca polecam - i to nawet osobom, które najpierw zabrały się za film.
Spakowałam dwie walizki.
To dopiero wyzwanie. Jechać w ciemno na sześć tygodni, gdy właściwie nie wiesz, co się może przydać, a co jest zupełnie zbyteczne. Sądzę jednak, że ten etap już za nami.
Spędziłam sporo czasu z przyjaciółmi.
Z tego też jestem dumna, bo czasem wymagało to wielu poświęceń ze wszystkich stron. Ale daliśmy radę.
herbatka o 3, oglądamy, degustacja czekolady, pizza razy kilka, frytki wyjadane Kubusiowi. |
Pojechałam rowerem 40km, żeby odwiedzić koleżankę z klasy.
Było też kilka innych, wartych zapamiętania wypraw rowerowych, ale ta była chyba najtrudniejsza i najbardziej godna pochwały. Niestety, z powodu warunków pogodowych, koleżanka i ja nie wracałyśmy z powrotem rowerami, ale miałyśmy takie chęci i - co lepsze - zdawałyśmy sobie sprawę, że jesteśmy w stanie to zrobić. Świetna sprawa.
I to jaki - ponad godzinny film! I co z tego, że z powodu awarii komputera soundtrack zrobiony został do połowy, skoro Joan i tak się cieszy? :D
Rozstałam się ze swoimi zeszytami i sprzedałam różne książki.
...I tak, wszystko, co popisane "I 'A'" wylądowało w piwnicy.
Odwiedziłam moją klasę i szkołę.
I to nie raz, i nie dwa. Właśnie dlatego podejrzewam kolegów i koleżanki o sprzeczne opinie na ten temat. Ale co tam! Dzisiaj wybieram się po raz ostatni, aby pożegnać się z ludźmi na te parę tygodni. Przez jakiś czas mnie tam nie spotkają, więc mam nadzieję, że jak się pojawię, będzie to pewnego rodzaju niespodzianka.
moja szkoła przygotowana na 1.09; moja koszulka, moja szkoła razy kilka, moje ziomki z klasy i parasol. |
Byłam na lekcjach u innych klas, niż moja własna.
Fajna sprawa. 20 minut siedzieć na lekcji w pierwszej klasie, zanim nauczyciel się zorientował, że nie jestem pierwszoklasistką. Później już takiej niespodzianki nie było, bo z reguły pytałam się nauczycieli, czy nie przeszkadza im moja obecność. Ale też zabawnie - na polskim nawet zostałam o coś tam zapytana. Po prostu uwielbiam tę szkołę. :D
pseudo nieskończoność lub ósemka zrobiona z trawy na religii klasy I E. |
I kilka migawek z ostatniego czasu:
tęcza nad miastem, znalezisko - prezent, na osiedlu, koń na obwodnicy, słynny kot morderca poluje (wybacz Agu :D); moja karta obiadowa na 4 dni, ukochany blok czekoladowy, wędrówka. |
Pisząc to krótkie podsumowanie, przygotowuję się już do wyjazdu, który nastąpi za kilkanaście godzin. Do siostry, dziś; od siostry, na lotnisko - jutro. Trochę zostało mi jeszcze do spakowania, a bardzo mi zależy na szybkim odwiedzeniu mojej szkoły, więc w tym miejscu zakończę.
Jutro postaram się napisać kilka słów na "zakończenie" bloga i pojawię się już na innej witrynie, której adres zostanie wkrótce przekazany do wiadomości publicznej.
Pozdrawiam serdecznie i, jeszcze ze swojego domu, życzę wszystkim dobrego dnia!
czwartek, 4 września 2014
Przyspieszony wyjazd; zapowiedź innych przyspieszeń.
Ten post to nie post, a raczej krótka notka. Z powodów technicznych mój wyjazd przyspieszony został o jeden dzień i wyjeżdżam już jutro.
Jutro pojawi się więc post podsumowujący ostatnie dni, a w końcu i taki, który podsumuje te 121 zadań i 121 dni trwania bloga.
Lada dzień opublikujemy z ekipą nowy blog, już o tych dwóch latach w Anglii. Szczegóły wkrótce. :)
Mam nadzieję, że mogę liczyć na moich czytelników? :D
Pozdrawiam i do napisania wkrótce!
Jutro pojawi się więc post podsumowujący ostatnie dni, a w końcu i taki, który podsumuje te 121 zadań i 121 dni trwania bloga.
Lada dzień opublikujemy z ekipą nowy blog, już o tych dwóch latach w Anglii. Szczegóły wkrótce. :)
Mam nadzieję, że mogę liczyć na moich czytelników? :D
Pozdrawiam i do napisania wkrótce!
poniedziałek, 1 września 2014
#06. Opowieści stypendialne... O tym, jak przygotowania (nie) są łatwe.
Jedną z najfajniejszych kwestii mojego wyjazdu jest to, że nastąpi dopiero w sobotę.
Nie, nie. Nie o to chodzi, że nie chcę jechać - bo chcę. Po prostu cieszę się, że dostałam jeszcze ten tydzień września na dokończenie realizacji zadań, na spotkania z przyjaciółmi, na spędzenie czasu w swojej ukochanej szkole z moją klasą i innymi znajomymi, których nie mam normalnie okazji oglądać na co dzień. Mogę patrzeć, jak ludzie przechodzą z trybu "wakacje" na ten bardziej szkolny.
Mogę obserwować, jak moja przyjaciółka i inne "pierwszaki" odnajdują się w moim liceum.
Zalet jest sporo. Już nie mówiąc, o możliwości lepszego rozłożenia w czasie wszystkich obowiązków związanych z przygotowaniem.
Korzystając z okazji, chcę napisać parę słów o przygotowaniach.
Dostałeś stypendium?
Wyjeżdżasz za granicę do szkoły?
I myślisz, że teraz to już wszystko pójdzie jak z płatka?
Hehe, naiwny.
Ok, przygotowania nie są tragiczne. Są natomiast zajmujące. I bardzo często spędzają sen z powiek.
1) List - tabelka z przedmiotami do wyboru.
Tak, tak, o tym już było. Dostajesz tabelkę, wybierasz to, czego chcesz się uczyć i wysyłasz w świat. Tak w skrócie.
2) Paczka powitalna.
Jakiś czas później dostajesz paczkę. Ogromną. Z broszurkami, regulaminami i całą tą papierologią. Masz to wszystko kupić/zapakować/zabrać/zapamiętać/zastosować. Mówią Ci o zasadach panujących w szkole; o tym, co powinieneś mieć, a czego absolutnie nie wolno. I wiele, wieeeeeeeeeeeele więcej.
Załatwienie spraw w szkole aktualnej.
Bo w końcu trzeba poinformować szkołę. Wypada powiedzieć osobiście wychowawcy, dyrektorowi - w każdym razie, ja tak uważam. W zależności od tego, czy lubi się swoją szkołę oraz tego, czy dyrektor jest przychylny takim stypendiom, można formować swój przyszły kontakt z daną placówką. Zostawiasz ich na pastwę losu czy jednak zamierzasz wpadać od czasu do czasu i czuć się jak reszta znajomych z klasy/szkoły? Często wybór należy przede wszystkim do Ciebie.
Ach, i nie daj sobie wmówić. Wszystko do zrobienia.
Poinformowanie znajomych.
Też jesteś z tych, którzy nikomu nie powiedzieli, że o cokolwiek się starają?
Te rozmowy bywają dziwne i bardzo zaskakujące, ale warto je przeprowadzić.
Ja uważam, że warto informować osobiście - poczynając od tych, którzy są ważniejszymi ludźmi w Twoim życiu. Na pewnym etapie sprowadzanie rozmów tylko do tego tematu może stać się nużące dla pozostałych - ale to już trzeba wyczuć.
Nie wiem, czy mnie się to udało, ale przestałam o tym mówić, jak już poinformowałam swoją klasę i uznałam, że pozostali się nie obrażą, jeśli nie udzielę im tej informacji osobiście.
Zakupy, zakupy, zakupy.
Nie jest łatwo.
Musiałam kupić masę rzeczy. Moja (już wkrótce aktualna) przyszła szkoła wymaga ubrań "klasycznych", więc nie było z tym aż tak ogromnego problemu. Choć na pewno byłby on jeszcze mniejszy, gdybym z reguły była osobą pomykającą na co dzień w "garsonce" i ołówkowej spódnicy do kolan. ;)
Były więc zakupy białych koszul, czarnych pantofli, spódnicy, "garsonek", spodni. Po wycieczce do Włoch trzeba było też kupić walizkę. Zawsze znalazło się też coś mniejszego lub większego, czego brak w życiu codziennym nie był tak odczuwalny, a co podobno przydaje się w życiu na obczyźnie.
Milion pomysłów na to, jak wykorzystać czas na miejscu, żeby był niezapomniany.
I tak, w te wakacje: zwiedzałam okolice na rowerze, obejrzałam mnóstwo dobrych filmów, przeczytałam trochę fajnych książek, spędziłam masę czasu ze znajomymi, wymyśliłam kilka projektów, gotowałam filmowe potrawy, nauczyłam się smażyć, uczyłam się niemieckiego, odwiedzałam rodzeństwo, byłam na obozie, pisałam... I ogólnie spędziłam ten czas tak, że niczego nie żałuję. ;)
Naprasowywanie metek i układanie rzeczy w walizkach.
Masa rzeczy do zabrania, równie sporo do uporządkowania. Walka z lenistwem niezła, ale czasem trzeba - zwłaszcza, gdy wyjazd niedługo.
Naprasowywanie metek - generalnie w mojej (już wkrótce aktualnej, nie przyszłej) szkole, rzeczy oddawane do prania muszą być podpisane. I tak, rodzice zamówili coś w rodzaju naklejek z imieniem i nazwiskiem, które za pomocą żelazka naprasowuje się na ubrania.
Sprzątanie w pokoju i sortowanie rzeczy.
To pewnego rodzaju wyprowadzka. Szafa praktycznie świeci pustkami, a niektóre książki trafiają do piwnicy. Dziwnie, ale koniecznie.
A w ramach przygotowań w tym tygodniu kończę realizację zadań. Mówcie, co chcecie, ale dam radę. A pod koniec tygodnia startujemy z nowym blogiem (jeśli wszystko pójdzie według planu, oczywiście :D).
Mam nadzieję, że wakacje były wykorzystane w 100% i wszyscy z nowymi siłami zaczynają nowy rok szkolny. :D
Powodzenia i pozdrawiam wszystkich serdecznie!
Nie, nie. Nie o to chodzi, że nie chcę jechać - bo chcę. Po prostu cieszę się, że dostałam jeszcze ten tydzień września na dokończenie realizacji zadań, na spotkania z przyjaciółmi, na spędzenie czasu w swojej ukochanej szkole z moją klasą i innymi znajomymi, których nie mam normalnie okazji oglądać na co dzień. Mogę patrzeć, jak ludzie przechodzą z trybu "wakacje" na ten bardziej szkolny.
Mogę obserwować, jak moja przyjaciółka i inne "pierwszaki" odnajdują się w moim liceum.
Zalet jest sporo. Już nie mówiąc, o możliwości lepszego rozłożenia w czasie wszystkich obowiązków związanych z przygotowaniem.
Korzystając z okazji, chcę napisać parę słów o przygotowaniach.
Dostałeś stypendium?
Wyjeżdżasz za granicę do szkoły?
I myślisz, że teraz to już wszystko pójdzie jak z płatka?
Hehe, naiwny.
Ok, przygotowania nie są tragiczne. Są natomiast zajmujące. I bardzo często spędzają sen z powiek.
Na moim przykładzie, przygotowania to:
Kontakt z przyszłą szkołą.1) List - tabelka z przedmiotami do wyboru.
Tak, tak, o tym już było. Dostajesz tabelkę, wybierasz to, czego chcesz się uczyć i wysyłasz w świat. Tak w skrócie.
2) Paczka powitalna.
Jakiś czas później dostajesz paczkę. Ogromną. Z broszurkami, regulaminami i całą tą papierologią. Masz to wszystko kupić/zapakować/zabrać/zapamiętać/zastosować. Mówią Ci o zasadach panujących w szkole; o tym, co powinieneś mieć, a czego absolutnie nie wolno. I wiele, wieeeeeeeeeeeele więcej.
Załatwienie spraw w szkole aktualnej.
Bo w końcu trzeba poinformować szkołę. Wypada powiedzieć osobiście wychowawcy, dyrektorowi - w każdym razie, ja tak uważam. W zależności od tego, czy lubi się swoją szkołę oraz tego, czy dyrektor jest przychylny takim stypendiom, można formować swój przyszły kontakt z daną placówką. Zostawiasz ich na pastwę losu czy jednak zamierzasz wpadać od czasu do czasu i czuć się jak reszta znajomych z klasy/szkoły? Często wybór należy przede wszystkim do Ciebie.
Ach, i nie daj sobie wmówić. Wszystko do zrobienia.
Poinformowanie znajomych.
Też jesteś z tych, którzy nikomu nie powiedzieli, że o cokolwiek się starają?
Te rozmowy bywają dziwne i bardzo zaskakujące, ale warto je przeprowadzić.
Ja uważam, że warto informować osobiście - poczynając od tych, którzy są ważniejszymi ludźmi w Twoim życiu. Na pewnym etapie sprowadzanie rozmów tylko do tego tematu może stać się nużące dla pozostałych - ale to już trzeba wyczuć.
Nie wiem, czy mnie się to udało, ale przestałam o tym mówić, jak już poinformowałam swoją klasę i uznałam, że pozostali się nie obrażą, jeśli nie udzielę im tej informacji osobiście.
Zakupy, zakupy, zakupy.
Nie jest łatwo.
Musiałam kupić masę rzeczy. Moja (już wkrótce aktualna) przyszła szkoła wymaga ubrań "klasycznych", więc nie było z tym aż tak ogromnego problemu. Choć na pewno byłby on jeszcze mniejszy, gdybym z reguły była osobą pomykającą na co dzień w "garsonce" i ołówkowej spódnicy do kolan. ;)
Były więc zakupy białych koszul, czarnych pantofli, spódnicy, "garsonek", spodni. Po wycieczce do Włoch trzeba było też kupić walizkę. Zawsze znalazło się też coś mniejszego lub większego, czego brak w życiu codziennym nie był tak odczuwalny, a co podobno przydaje się w życiu na obczyźnie.
Milion pomysłów na to, jak wykorzystać czas na miejscu, żeby był niezapomniany.
I tak, w te wakacje: zwiedzałam okolice na rowerze, obejrzałam mnóstwo dobrych filmów, przeczytałam trochę fajnych książek, spędziłam masę czasu ze znajomymi, wymyśliłam kilka projektów, gotowałam filmowe potrawy, nauczyłam się smażyć, uczyłam się niemieckiego, odwiedzałam rodzeństwo, byłam na obozie, pisałam... I ogólnie spędziłam ten czas tak, że niczego nie żałuję. ;)
Naprasowywanie metek i układanie rzeczy w walizkach.
Masa rzeczy do zabrania, równie sporo do uporządkowania. Walka z lenistwem niezła, ale czasem trzeba - zwłaszcza, gdy wyjazd niedługo.
Naprasowywanie metek - generalnie w mojej (już wkrótce aktualnej, nie przyszłej) szkole, rzeczy oddawane do prania muszą być podpisane. I tak, rodzice zamówili coś w rodzaju naklejek z imieniem i nazwiskiem, które za pomocą żelazka naprasowuje się na ubrania.
Sprzątanie w pokoju i sortowanie rzeczy.
To pewnego rodzaju wyprowadzka. Szafa praktycznie świeci pustkami, a niektóre książki trafiają do piwnicy. Dziwnie, ale koniecznie.
A w ramach przygotowań w tym tygodniu kończę realizację zadań. Mówcie, co chcecie, ale dam radę. A pod koniec tygodnia startujemy z nowym blogiem (jeśli wszystko pójdzie według planu, oczywiście :D).
Mam nadzieję, że wakacje były wykorzystane w 100% i wszyscy z nowymi siłami zaczynają nowy rok szkolny. :D
Powodzenia i pozdrawiam wszystkich serdecznie!
wtorek, 26 sierpnia 2014
#06. Kilka słów na temat... Jak opuścić swoją szkołę według Ady (niekoniecznie na poważnie)
Nieważne, z jakiego powodu opuszczasz szkołę.
Zmieniasz na
inną? Wyjeżdżasz za granicę? Rzucasz to?
Wszystko zależy natomiast od Twojego nastawienia do obecnej, opuszczanej przez Ciebie, szkoły i od tego, czy inni też ją opuszczają (np. kończą już ten etap edukacji), czy raczej stadko Twoich przyjaciół/ziomków z klasy pozostaje tam na jakiś czas.
Wszystko zależy natomiast od Twojego nastawienia do obecnej, opuszczanej przez Ciebie, szkoły i od tego, czy inni też ją opuszczają (np. kończą już ten etap edukacji), czy raczej stadko Twoich przyjaciół/ziomków z klasy pozostaje tam na jakiś czas.
Optymalnie: zmieniasz szkołę z jakiegoś tam powodu. Mimo
wszystko, lubisz to miejsce oraz ludzi, którzy tam uczęszczają – a
przynajmniej, masz paru takich, których warto odwiedzać i z którymi warto
utrzymywać kontakt.
Gdy został Ci jeszcze miesiąc…
1. Zastanów się, co możesz zrobić w tym czasie, żeby był on wyjątkowy.
Impreza pożegnalna? Turniej sportowy dla całej szkoły? Jakaś akcja charytatywna? A może wycieczka, na której będą się działy rzeczy, o których nie śniło się filozofom? Wybór należy do Ciebie.
2. Spędzaj czas z ludźmi, którzy są dla Ciebie ważni – a zwłaszcza z tymi bardziej nieuchwytnymi na co dzień.
…Pamiętaj jednak o złotym środku. Olewanie kogoś jest okropne, ale z drugiej strony, prześladowanie kogoś i nachodzenie, nagabywanie 24h na dobę, z pewnością będzie miało skutek odwrotny od zamierzonego.
3. Przygotuj się pod kątem formalnym. Papierologia bywa zabójcza. Zadbaj więc o to, żeby wszystkie kwestie formalne były załatwione na spokojnie, dokładnie i bez stresów.
4. Pomyśl, czy chcesz zostawić po sobie jakąś rzeczową pamiątkę. Jeśli tak, zacznij działać w tym kierunku!
Kolaż, plakat, filmik…? Zbiór pamiątek? Album ze zdjęciami? Pomysłów jest wiele! Jeśli chcesz zostawić po sobie coś swojej klasie czy grupce znajomych albo chociaż podsumować wspólnie spędzony czas, oto Twój moment!
5. Pomyśl, czy dobrze wykorzystałeś/aś czas spędzony w danej
szkole.
Czy jest coś, co zawsze chciałeś/aś zrobić? Czy z kimś się pokłóciłeś/aś? Czy wszystkie relacje są uporządkowane? Czy masz pewne oceny? Czy zrobiłeś/aś wszystko, co chciałeś/aś?
Jeśli nie, to najlepszy czas na to, by wszystko uporządkować.
6. Jeśli zależy Ci na kontakcie z klasą, jako całością – pamiętaj o zostawieniu sobie furtki!
Ze szkoły nikt Cię nie wyrzuci, gdy tam przyjdziesz, ale… Dogadaj się z wychowawcą. Może pozwoli Ci uczestniczyć w lekcjach, gdy wpadniesz? Może da Ci możliwość udziału w wycieczkach, dyskotekach, apelach? Jak dobrze pójdzie, może nawet dostaniesz zaproszenie na studniówkę? Kto wie, kto wie.
Czy jest coś, co zawsze chciałeś/aś zrobić? Czy z kimś się pokłóciłeś/aś? Czy wszystkie relacje są uporządkowane? Czy masz pewne oceny? Czy zrobiłeś/aś wszystko, co chciałeś/aś?
Jeśli nie, to najlepszy czas na to, by wszystko uporządkować.
6. Jeśli zależy Ci na kontakcie z klasą, jako całością – pamiętaj o zostawieniu sobie furtki!
Ze szkoły nikt Cię nie wyrzuci, gdy tam przyjdziesz, ale… Dogadaj się z wychowawcą. Może pozwoli Ci uczestniczyć w lekcjach, gdy wpadniesz? Może da Ci możliwość udziału w wycieczkach, dyskotekach, apelach? Jak dobrze pójdzie, może nawet dostaniesz zaproszenie na studniówkę? Kto wie, kto wie.
Gdy został Ci tylko tydzień…
1. Pomyśl, jakie są Twoje priorytety.
Z kim chcesz spędzić ten czas? W jaki sposób? Co masz jeszcze do zrobienia?
Tydzień to nie dużo. Wybieraj mądrze!
2. Zadbaj o dobre oceny, ale nic na siłę!
Masz „łamańce”? Zadbaj o to, żeby była ta wyższa ocena! Niby to jest oczywiste, ale gdy żegnasz się z jakąś szkołą, ta wyższa ocena może być dla Ciebie bardziej przydatna, niż sądzisz.
ALE UWAGA! Nie siedź cały czas nad książkami, nie zadręczaj się, nie wyciągaj na siłę. Oceny mają sens, gdy są sprawiedliwe, a ratowane wtedy, kiedy było po drodze jakieś drobne niedociągnięcie. Na pewno nie powinny być sensem egzystencji, zwłaszcza, że po latach najczęściej się nie wspomina szóstki z fizyki, a raczej czas spędzony z przyjaciółmi.
3. Załatw ostatnie sprawy szkolne.
Papierologia skończona? Jeszcze nie? Ruchy!
4. Pomyśl o dobrym pożegnaniu z klasą i ze wszystkimi znajomymi.
Jak chcesz się z nimi rozstać? Co zrobisz, żeby ten dzień nie był tylko fontanną łez? Myśl!
5. Nie kłóć się z nikim, a już na pewno nie o jakieś totalne bzdury.
Błąd często powtarzany. Na koniec wszyscy są najczęściej zestresowani – a już szczególnie osoba, która odchodzi. Nerwy mogą Cię ponieść, ale psucie atmosfery na sam koniec roku, gdy za chwilę masz się stąd wynieść i już nigdy nie wrócić jako uczeń… Zupełny bezsens.
6. Wyjaśnij niewyjaśnione.
Jeszcze jakieś niedopowiedzenia na koncie? Teraz albo nigdy! A jeśli nie spróbujesz, to będziesz się zadręczać. Na co czekasz?
7. Nie spędzaj czasu płacząc i/lub śpiąc.
Sen to zdrowie, ale nie przesadzajmy. Płacz oczyszcza, ale – jak wcześniej. Emocji jest sporo, trzeba sobie z nimi radzić, ale pogrążanie się w depresji nie ma sensu. Coś się kończy, coś się zaczyna – bez względu na to, jakie to trudne.
Odejście skądś nie jest łatwe, zwłaszcza, gdy jest się jedyną osobą opuszczającą dane miejsce.
Może będzie Ci smutno, może będzie Cię to bolało. Ale pamiętaj - coś się kończy, coś zaczyna.
Z drugiej strony, przyjaźnie czy inne znajomości nie muszą kończyć się wraz ze szkołą. Nie daj sobie nic wmówić. To nie zależy od tego, co "ludzie gadają", ale od Ciebie i Twoich znajomych. Każdy jest inny, nie ma reguły i nikt nie może Cię zaszufladkować, nie wiedząc, jak wyglądają Twoje relacje z daną osobą. Tak, nawet Ty nie jesteś w stanie powiedzieć, jak będzie wyglądała przyszłość, bo nie na wszystko ma się wpływ, a co dopiero ktoś z zewnątrz.
Tym akcentem, kończę dzisiejszy krótki post. Bez obrazków, trudno. Może nikt mnie nie zabije za to? :P
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, w ostatnim sierpniowym tygodniu.
wtorek, 19 sierpnia 2014
#09 Opóźnione niedzielne podsumowanie 2 tygodni sierpnia
Sierpień to dziwny miesiąc.
Ostatnio sporo się dzieje. Zmiany, zmiany, zmiany. Ma to sens; w sumie już wkrótce wyjazd. Ale nie wszystko jest z tym związane. Czasem po prostu coś się zdarza zupełnie nie w porę. Za późno, za wcześnie. Los nie ma wyczucia.
Ale koniec filozofowania! Wróciłam właśnie z tygodniowego, nagłego urlopu u rodzeństwa i mam przed sobą trzy tygodnie. Czas kompletowania mundurka. Czas pakowania się. Czas, który należy spędzić z ludźmi, którzy na to zasługują.
A na starcie...
Zagraliśmy w masę planszówek.
Tak, tak. Nie zawsze udało mi się wygrać.
A właściwie to eufemizm, bo brat rozwalał mnie równo. Czasem różnica punktów była niewielka, czasem ogromna. Ale przynajmniej była niezła zabawa.
Rozgromiłyśmy z siostrą swoich przeciwników w Heroesach.
Sojusze okazały się ciekawsze od wzajemnych potyczek i tak, "Ad & Kas" pokonały wszystkich.
Nauczyłam się grać w Heroesów V.
Jak mus to mus. I nie taka straszna piąta część Heroesów, jak mogłaby się wydawać.
Spróbowałam mleka sojowego.
Zainspirowałam się takim, jakie było u mojej siostry i zakupiłam własne. Cóż. To naprawdę dziwnie smakuje. Może trochę przypomina mleko, ale jak dla mnie jest zbyt roślinne. Cieszę się, że mogę spożywać krowie. :D
Zrobiłam muffiny wytrawne.
Myślałam, że wyjdą co najmniej dziwne, ale to nie było takie złe. Choć nie powiem, nakładanie żółtego sera do papilotek było dość niezwykłym doświadczeniem.
W smaku przypominały nieco te wszystkie bułki "wytrawne", które można dostać w każdym spożywczym.
Zwiedzałam nieznaną sobie część miasta.
...I zwiedzam nadal. Miasto jest większe, niż mogłoby się wydawać. A na co dzień poruszam się właściwie po tych samych uliczkach. Miła odmiana - pójść w takie miejsca, gdzie za domami zaczyna się już las albo pojawiają się znaki świadczące o opuszczeniu terenów mojej miejscowości.
Załatwiliśmy z rodzicami sprawy dokumentów.
A więc większość formalności za nami.
Nie było to jednak takie łatwe. Przykładowo, żebym mogła złożyć wniosek o nowy paszport, musieliśmy długo siedzieć w kolejce, wypełniać wnioski, z którymi były wieczne problemy w stylu: "Nie masz tyle samo wzrostu, co 3 lata temu.", "Masz w dowodzie wpisane piwne oczy, a więc mają być 'piwne'" czy "A pieprzyki na twarzy to nie znamiona?". I tak w kółko, i w kółko.
Już nie mówiąc o tym, że zanim trafiliśmy do odpowiedniej części urzędu, mieliśmy wrażenie, że pomieszczenie, do którego mamy się udać, znajduje się na ósmym piętrze. I tak, gdy rodzice udali się do staromodnej windy, przypominającej trumnę; ja wbiegałam po schodach. Gdy byłam mniej więcej na czwartym piętrze, zadzwonił tata, z informacją, że pomyliliśmy się - miejsce, w którym załatwia się formalności związane z paszportami, znajduje się na parterze. Super. Każdy lubi bezcelowo biegać po schodach w wolnych chwilach.
Naprawdę, dobrze, że to wszystko tylko raz na jakiś czas.
Stwierdziłam, że czasem i zielona herbata może być dobra...
Zależy to jednak od tego, jaki jest jej smak. Przykładowo, truskawkowa była całkiem, całkiem. Myślę, że wielkiej przyjaźni to my nie zbudujemy, ale od czasu do czasu można się spotkać. ;)
...Tak samo, jak gorzka czekolada.
Tu to trochę gorzej. Zielona herbata okazała się bardziej znośna. Sądzę jednak, że i gorzką czekoladę można od czasu do czasu zjeść. A najlepiej, jak już, w formie płynnej. Wówczas, po posłodzeniu 5 łyżeczek...
Ale co ja tam będę. Jest ok. :D
Pożyczyłam od Agi bardzo ciekawą książkę.
Jakieś romansidło, ale cicho. Nawet Sparks od czasu do czasu może być ciekawy i jeszcze czegoś człowieka nauczyć. Tak przynajmniej sądzę.
Przesłuchałam wiele piosenek, które nie należą do lubianego przeze mnie gatunku.
Ostatnio było sporo okazji, bo niestety ostatnio dużo się tego wokół mnie przewija. W każdym razie, odkryłam, że nawet wśród piosenek z gatunków, z którymi nie przepadam, kryją się takie, które przyciągają i których się miło słucha. Nauczyłam się paru tekstów i już wiem, że nie ma co oceniać książki po okładce. W każdym worku można znaleźć coś dla siebie, nawet jeśli początkowo się tego w ogóle nie spodziewa.
Ułożyłam w albumach moje zdjęcia.
I już są w gotowości do oglądania. I nieważne, że musiałam je poprzycinać, bo album, który kupiłam, jest przeznaczony na fotografie o mniejszym formacie. Pamiątka jest, a po latach na pewno ze śmiechem będę wspominać swoje (nie)umiejętne posługiwanie się nożyczkami.
Spakowałam kopie ulubieńców.
Sądzę, że będę musiała wkrótce wywołać jeszcze parę zdjęć do tej kolekcji, ale to wszystko jest już na wysokim etapie zaawansowania. Bliżej, niż dalej.
Obejrzałam polecane mi filmy: "Nostalgia Anioła", "Doktor Zywago" i "Gwiazd naszych wina".
Ten drugi niezbyt się mi spodobał, bo nie znoszę biernych bohaterek, natomiast dwa pozostałe... Wow.
"Nostalgia Anioła" była całkiem niezła. Historia dziewczynki, która po śmierci ogląda życie swojej rodziny i bliskich jej ludzi, a także widzi przygotowania własnego zabójcy do kolejnego mordu, niewątpliwie robi wrażenie.
Największe zamieszanie zrobił jednak film: "Gwiazd naszych wina", którym zachwycało się tyle osób, że prędzej czy później i ja postanowiłam poznać jego fenomen. O osobach ciężko chorych, które wbrew przeciwnościom losu szukają szczęścia. Wiele pięknych dialogów, wzruszających scen. Coś wspaniałego, polecam z całego serca.
Nauczyłam się grać trzech nowych utworów na pianinie.
Grunt to motywacja. Teraz gram codziennie i wreszcie nauczyłam się tego, co obiecywałam umieć już parę miesięcy temu.
Są to: "River flows in you", "Ballade pour Adeline" i "Dla Elizy". Robię podchody w kierunku czwartego; przed wrześniem zdążę.
Kupiliśmy buty do szkoły.
A więc są już postępy coraz większe! Cały czas pracuję też nad listą rzeczy do zabrania, którą łączę poniekąd z listą rzeczy do kupienia. Pakowanie w pełni. :)
W tym tygodniu zamierzam kontynuować realizację zadań. Będzie to też związane z odwiedzinami u kolegów i koleżanek oraz ze spełnianiem celów rowerowych.
Poza tym: zakupy, sprzątanie pokoju, pakowanie.
Szczegóły już wkrótce, zapraszam serdecznie!
Pozdrawiam wszystkich, dobrze wykorzystajcie pozostałe dni wakacji!
Ostatnio sporo się dzieje. Zmiany, zmiany, zmiany. Ma to sens; w sumie już wkrótce wyjazd. Ale nie wszystko jest z tym związane. Czasem po prostu coś się zdarza zupełnie nie w porę. Za późno, za wcześnie. Los nie ma wyczucia.
Ale koniec filozofowania! Wróciłam właśnie z tygodniowego, nagłego urlopu u rodzeństwa i mam przed sobą trzy tygodnie. Czas kompletowania mundurka. Czas pakowania się. Czas, który należy spędzić z ludźmi, którzy na to zasługują.
A na starcie...
Podsumowanie ostatnich dwóch tygodni:
Tak, tak. Nie zawsze udało mi się wygrać.
A właściwie to eufemizm, bo brat rozwalał mnie równo. Czasem różnica punktów była niewielka, czasem ogromna. Ale przynajmniej była niezła zabawa.
Rozgromiłyśmy z siostrą swoich przeciwników w Heroesach.
Sojusze okazały się ciekawsze od wzajemnych potyczek i tak, "Ad & Kas" pokonały wszystkich.
Nauczyłam się grać w Heroesów V.
Jak mus to mus. I nie taka straszna piąta część Heroesów, jak mogłaby się wydawać.
Spróbowałam mleka sojowego.
Zainspirowałam się takim, jakie było u mojej siostry i zakupiłam własne. Cóż. To naprawdę dziwnie smakuje. Może trochę przypomina mleko, ale jak dla mnie jest zbyt roślinne. Cieszę się, że mogę spożywać krowie. :D
Zrobiłam muffiny wytrawne.
Myślałam, że wyjdą co najmniej dziwne, ale to nie było takie złe. Choć nie powiem, nakładanie żółtego sera do papilotek było dość niezwykłym doświadczeniem.
W smaku przypominały nieco te wszystkie bułki "wytrawne", które można dostać w każdym spożywczym.
Zwiedzałam nieznaną sobie część miasta.
...I zwiedzam nadal. Miasto jest większe, niż mogłoby się wydawać. A na co dzień poruszam się właściwie po tych samych uliczkach. Miła odmiana - pójść w takie miejsca, gdzie za domami zaczyna się już las albo pojawiają się znaki świadczące o opuszczeniu terenów mojej miejscowości.
Załatwiliśmy z rodzicami sprawy dokumentów.
A więc większość formalności za nami.
Nie było to jednak takie łatwe. Przykładowo, żebym mogła złożyć wniosek o nowy paszport, musieliśmy długo siedzieć w kolejce, wypełniać wnioski, z którymi były wieczne problemy w stylu: "Nie masz tyle samo wzrostu, co 3 lata temu.", "Masz w dowodzie wpisane piwne oczy, a więc mają być 'piwne'" czy "A pieprzyki na twarzy to nie znamiona?". I tak w kółko, i w kółko.
Już nie mówiąc o tym, że zanim trafiliśmy do odpowiedniej części urzędu, mieliśmy wrażenie, że pomieszczenie, do którego mamy się udać, znajduje się na ósmym piętrze. I tak, gdy rodzice udali się do staromodnej windy, przypominającej trumnę; ja wbiegałam po schodach. Gdy byłam mniej więcej na czwartym piętrze, zadzwonił tata, z informacją, że pomyliliśmy się - miejsce, w którym załatwia się formalności związane z paszportami, znajduje się na parterze. Super. Każdy lubi bezcelowo biegać po schodach w wolnych chwilach.
Naprawdę, dobrze, że to wszystko tylko raz na jakiś czas.
Stwierdziłam, że czasem i zielona herbata może być dobra...
Zależy to jednak od tego, jaki jest jej smak. Przykładowo, truskawkowa była całkiem, całkiem. Myślę, że wielkiej przyjaźni to my nie zbudujemy, ale od czasu do czasu można się spotkać. ;)
...Tak samo, jak gorzka czekolada.
Tu to trochę gorzej. Zielona herbata okazała się bardziej znośna. Sądzę jednak, że i gorzką czekoladę można od czasu do czasu zjeść. A najlepiej, jak już, w formie płynnej. Wówczas, po posłodzeniu 5 łyżeczek...
Ale co ja tam będę. Jest ok. :D
Pożyczyłam od Agi bardzo ciekawą książkę.
Jakieś romansidło, ale cicho. Nawet Sparks od czasu do czasu może być ciekawy i jeszcze czegoś człowieka nauczyć. Tak przynajmniej sądzę.
Przesłuchałam wiele piosenek, które nie należą do lubianego przeze mnie gatunku.
Ostatnio było sporo okazji, bo niestety ostatnio dużo się tego wokół mnie przewija. W każdym razie, odkryłam, że nawet wśród piosenek z gatunków, z którymi nie przepadam, kryją się takie, które przyciągają i których się miło słucha. Nauczyłam się paru tekstów i już wiem, że nie ma co oceniać książki po okładce. W każdym worku można znaleźć coś dla siebie, nawet jeśli początkowo się tego w ogóle nie spodziewa.
Ułożyłam w albumach moje zdjęcia.
I już są w gotowości do oglądania. I nieważne, że musiałam je poprzycinać, bo album, który kupiłam, jest przeznaczony na fotografie o mniejszym formacie. Pamiątka jest, a po latach na pewno ze śmiechem będę wspominać swoje (nie)umiejętne posługiwanie się nożyczkami.
to, co musiałam odciąć od zdjęć, żeby się zmieściły, ech, ech |
Spakowałam kopie ulubieńców.
Sądzę, że będę musiała wkrótce wywołać jeszcze parę zdjęć do tej kolekcji, ale to wszystko jest już na wysokim etapie zaawansowania. Bliżej, niż dalej.
Obejrzałam polecane mi filmy: "Nostalgia Anioła", "Doktor Zywago" i "Gwiazd naszych wina".
Ten drugi niezbyt się mi spodobał, bo nie znoszę biernych bohaterek, natomiast dwa pozostałe... Wow.
"Nostalgia Anioła" była całkiem niezła. Historia dziewczynki, która po śmierci ogląda życie swojej rodziny i bliskich jej ludzi, a także widzi przygotowania własnego zabójcy do kolejnego mordu, niewątpliwie robi wrażenie.
Największe zamieszanie zrobił jednak film: "Gwiazd naszych wina", którym zachwycało się tyle osób, że prędzej czy później i ja postanowiłam poznać jego fenomen. O osobach ciężko chorych, które wbrew przeciwnościom losu szukają szczęścia. Wiele pięknych dialogów, wzruszających scen. Coś wspaniałego, polecam z całego serca.
Plakaty filmowe i fragment książki "Gwiazd naszych wina":
Nauczyłam się grać trzech nowych utworów na pianinie.
Grunt to motywacja. Teraz gram codziennie i wreszcie nauczyłam się tego, co obiecywałam umieć już parę miesięcy temu.
Są to: "River flows in you", "Ballade pour Adeline" i "Dla Elizy". Robię podchody w kierunku czwartego; przed wrześniem zdążę.
Kupiliśmy buty do szkoły.
A więc są już postępy coraz większe! Cały czas pracuję też nad listą rzeczy do zabrania, którą łączę poniekąd z listą rzeczy do kupienia. Pakowanie w pełni. :)
Inne migawki z ostatnich dni:
W Warszawie
Inne
W tym tygodniu zamierzam kontynuować realizację zadań. Będzie to też związane z odwiedzinami u kolegów i koleżanek oraz ze spełnianiem celów rowerowych.
Poza tym: zakupy, sprzątanie pokoju, pakowanie.
Szczegóły już wkrótce, zapraszam serdecznie!
Pozdrawiam wszystkich, dobrze wykorzystajcie pozostałe dni wakacji!
poniedziałek, 4 sierpnia 2014
#05. Kilka słów na temat... Szczęście
Dzisiaj miałam bardzo dziwny dzień.
I nawet nie wiem, czy przymiotnik "dziwny" jest tym, który opisuje to najlepiej.
Zaczęło się od albumu.
Znalazłam wreszcie taki, który w moim przekonaniu był idealny na zdjęcia z pierwszej klasy liceum. Wszystko ładnie, wszystko pięknie.
Podpisałam go, otworzyłam... I tak, okazało się, że był źle oznaczony: przegródki były za małe na zdjęcia 10x15. Ponieważ został już przeze mnie pomazany, postanowiłam go użyć mimo to. I tak, wszystkie moje zdjęcia musiały zostać bestialsko przycięte.
Wspominałam, że nie umiem używać nożyczek na poziomie wystarczającym, żeby to wyglądało sensownie?
To jeszcze nic.
Zobaczyłam swój mundurek wiszący w pobliżu, podczas gdy jadłam kolację. Trochę mnie wzięło na nostalgię, a jeszcze budowlańcy z działki obok słuchali dość głośno "Stay", więc nie pozostało nic innego, jak dom opuścić.
I tak, znalazłam się na drugim końcu miasta. Zaczęła się potworna wichura. W oddali grzmiało. Widać było pioruny. Coś chodziło mi po ręce, więc to odruchowo strzepnęłam. I... auć. Po raz drugi w życiu użądliła mnie jakaś osa czy inne ustrojstwo tego rodzaju. Deszcz. Pędzę przez drugą obwodnice. Spadają gałęzie. Piach z rynku oblepia świat jak gęsta mgła. Wręcz burza piaskowa. Ręka boli. Wpadam pod balkon jakiegoś mieszkania blogu.
Armagedon.
Gdy dotarłam wreszcie do domu, okazało się, że na jednym piętrze nie ma prądu. I ciepłej wody. Ale co tam. Zimna woda nie jest taka zła. A po długiej przejażdżce stwierdzam, że całe miasto jakoś z tego wyjdzie. Ja tym bardziej.
Takie dni pamięta się całe życie, to na pewno.
Żeby to podsumować i odwołać się jednocześnie do ostatniego postu o "małych rzeczach", postanowiłam przedstawić krótką, 11 - punktową listę.
Czemu akurat 11?
Bo to moja ulubiona liczba. A 11 do kwadratu wynosi 121. To może też mieć coś z tym wspólnego. No cóż, rok z rozszerzoną matmą nie poszedł w las.
I tak oto, wygląda moja lista 11 punktów, które przyszły mi do głowy jako pierwsze, na myśl o tym.
Czym dla Ciebie jest szczęście? Jak wyglądałaby Twoja lista?
Zastanów się.
A gdy będziesz mieć "dziwny" dzień, gdy wszystko będzie się układało tak bardzo nietypowo, jak to tylko możliwe, pamiętaj, że każda, nawet najgorsza, chwila nie trwa wiecznie. A za jakiś czas będzie się przynajmniej z czego pośmiać. :)
Pozdrawiam wszystkich ciepło tego letniego wieczoru!
I nawet nie wiem, czy przymiotnik "dziwny" jest tym, który opisuje to najlepiej.
Zaczęło się od albumu.
Znalazłam wreszcie taki, który w moim przekonaniu był idealny na zdjęcia z pierwszej klasy liceum. Wszystko ładnie, wszystko pięknie.
Podpisałam go, otworzyłam... I tak, okazało się, że był źle oznaczony: przegródki były za małe na zdjęcia 10x15. Ponieważ został już przeze mnie pomazany, postanowiłam go użyć mimo to. I tak, wszystkie moje zdjęcia musiały zostać bestialsko przycięte.
Wspominałam, że nie umiem używać nożyczek na poziomie wystarczającym, żeby to wyglądało sensownie?
To jeszcze nic.
Zobaczyłam swój mundurek wiszący w pobliżu, podczas gdy jadłam kolację. Trochę mnie wzięło na nostalgię, a jeszcze budowlańcy z działki obok słuchali dość głośno "Stay", więc nie pozostało nic innego, jak dom opuścić.
I tak, znalazłam się na drugim końcu miasta. Zaczęła się potworna wichura. W oddali grzmiało. Widać było pioruny. Coś chodziło mi po ręce, więc to odruchowo strzepnęłam. I... auć. Po raz drugi w życiu użądliła mnie jakaś osa czy inne ustrojstwo tego rodzaju. Deszcz. Pędzę przez drugą obwodnice. Spadają gałęzie. Piach z rynku oblepia świat jak gęsta mgła. Wręcz burza piaskowa. Ręka boli. Wpadam pod balkon jakiegoś mieszkania blogu.
Armagedon.
Gdy dotarłam wreszcie do domu, okazało się, że na jednym piętrze nie ma prądu. I ciepłej wody. Ale co tam. Zimna woda nie jest taka zła. A po długiej przejażdżce stwierdzam, że całe miasto jakoś z tego wyjdzie. Ja tym bardziej.
Takie dni pamięta się całe życie, to na pewno.
Żeby to podsumować i odwołać się jednocześnie do ostatniego postu o "małych rzeczach", postanowiłam przedstawić krótką, 11 - punktową listę.
Czemu akurat 11?
Bo to moja ulubiona liczba. A 11 do kwadratu wynosi 121. To może też mieć coś z tym wspólnego. No cóż, rok z rozszerzoną matmą nie poszedł w las.
To jest szczęście:
1. Gdy akurat mam ochotę na
słodycze, a w domu jest czekolada. Koniecznie moja ulubiona, czyli mleczna z
całymi orzechami. Jesz i… już wiesz, że szczęście przybrało nowe imię.
2. Uczucie, że mogę spać, ile chcę,
bo nie mam żadnych ograniczeń w postaci dzwonka budzika, obowiązków czy innych zobowiązań.
3. Ukochana piosenka w radiu właśnie
wtedy, gdy pragniesz jej posłuchać.
Albo po prostu, gdy radio nie wiadomo skąd
wie, że akurat ta, a nie inna piosenka leciała Ci w głowie pół dnia. Prawdziwe
szczęście!
4. Spóźnienie - niespóźnienie.
Biegniesz gdzieś spóźniona/y, już
sądzisz, że po Tobie, a na miejscu okazuje się, że drugiej osobie też się coś
przesunęło albo coś ją zatrzymało. Coś pięknego, zwłaszcza, gdy akurat
biegniesz na chemię lub fizykę i jest już dawno po dzwonku!
5. Spotkanie z kimś, za kim się
tęskniło lub z kim bardzo chciało się spotkać.
Kogoś nie było długo i
nagle… Rany, ta osoba jest tuż obok. To jest szczęście.
6. Sytuacja, gdy chcę upiec ciasto,
a w domu jest wszystko, czego potrzebuję, w odpowiedniej ilości.
...Do tego,
kuchnia jest "wolna", nikogo nie ma w pobliżu, a dany przepis można odrobinę modyfikować
wedle uznania. Cisza, spokój i pieczenie. To jest szczęście!
7. Gdy jakimś cudem wychodzisz
obronną ręką z sytuacji, która zapowiada się tragicznie.
Np. wydaje Ci się, że
popełniłeś błąd, że zawaliłeś sprawdzian, że stało się coś nieodwracalnie okropnego,
a tu o! Ostatecznie wszystko się udaje.
8. Uczucie, gdy zrobię coś, w co
nikt oprócz mnie nie wierzył.
O, albo gdy zrobię coś, co było dla mnie trudne i
wydawało się niemożliwe do zrealizowania. Coś w stylu dumy, że udało się, a w
ten sposób udowodniłam coś innym, a przede wszystkim – sobie samej. Prawdziwe
szczęście!
9. Gorące kakao po jeździe na
rolkach, bieganiu, wypadzie rowerowym czy jakimkolwiek innym wysiłku fizycznym
tego typu.
Ok., może najpierw woda, ale potem, gdy już siadasz z ulubioną gazetą
w dłoni, a na zewnątrz jest już ciemno… Taka magia.
10. Maliny, truskawki, czereśnie i
inne pyszne owoce tego typu.
Jeżeli o to chodzi, lato to najlepszy okres w
roku. Tyle dobroci. A szczególnie w połączeniu z czekoladą lub wypiekami
domowej roboty.
11. Noc, gwiazdy.
Leżysz i patrzysz w
niebo. Próbujesz sobie przypomnieć nazwy tych wszystkich konstelacji. Cisza,
wszyscy dookoła śpią. A Ty nigdzie się nie spieszysz i delektujesz się chwilą.
To jest dopiero szczęście.
I tak oto, wygląda moja lista 11 punktów, które przyszły mi do głowy jako pierwsze, na myśl o tym.
Czym dla Ciebie jest szczęście? Jak wyglądałaby Twoja lista?
Zastanów się.
A gdy będziesz mieć "dziwny" dzień, gdy wszystko będzie się układało tak bardzo nietypowo, jak to tylko możliwe, pamiętaj, że każda, nawet najgorsza, chwila nie trwa wiecznie. A za jakiś czas będzie się przynajmniej z czego pośmiać. :)
Pozdrawiam wszystkich ciepło tego letniego wieczoru!
sobota, 2 sierpnia 2014
Po obozie pomówmy o obozie, czyli podsumowanie obozu
Sierpień.
Kolejny miesiąc życia, który możemy wykorzystać, jak tylko nam się podoba.
31 dni.
Wystarczający czas, żeby poznać coś nowego. Żeby coś zmienić w swoim życiu. Żeby świetnie się bawić. Żeby zająć się czymś konstruktywnym.
W skrócie: czas, kiedy można wykorzystać na wiele sposobów.
Jak go wykorzystasz?
U mnie pakowanie. Zbieranie rzeczy. I spędzanie czasu z innymi. Oczywiście, trochę czasu na samorozwój też zostanie przeznaczone. Zresztą, kto wie, jak to będzie wyglądało? Sporo jest w rękach losu - bez względu na to, jak bardzo biernie to brzmi.
Ale, na ten moment zapraszam na cykl poświęcony obozowi.
To było zabawne 11 dni.
Można było odpocząć, zrelaksować się i nabrać sił na to, co przed nami. I choć może nie wszystko było takie, jak początkowo wyglądało, to jednak było warto. Tylu ludzi. Tyle miejsc. Tyle czasu.
Miałam świetne współlokatorki. Zabawnych sąsiadów. Świetne osoby w grupie. Sporo ciekawych ludzi dookoła.
Co będzie dalej? Dobre pytanie.
Póki co, jesteśmy po obozie. A więc, pomówmy o obozie.
Pozdrawiam serdecznie!
Kolejny miesiąc życia, który możemy wykorzystać, jak tylko nam się podoba.
31 dni.
Wystarczający czas, żeby poznać coś nowego. Żeby coś zmienić w swoim życiu. Żeby świetnie się bawić. Żeby zająć się czymś konstruktywnym.
W skrócie: czas, kiedy można wykorzystać na wiele sposobów.
Jak go wykorzystasz?
U mnie pakowanie. Zbieranie rzeczy. I spędzanie czasu z innymi. Oczywiście, trochę czasu na samorozwój też zostanie przeznaczone. Zresztą, kto wie, jak to będzie wyglądało? Sporo jest w rękach losu - bez względu na to, jak bardzo biernie to brzmi.
Ale, na ten moment zapraszam na cykl poświęcony obozowi.
Obóz to:
Wyprawa do Czech...
skocznia razy kilka; spacer po mieście; w restauracji; nowe nabytki. |
...i testowanie lokalnej kuchni.
Coca Cola wszędzie = globalizacja; w restauracji; tłusto, ale smażony ser obecny; waniliowa Coca Cola. |
Niezdrowe jedzenie...
ciasta; Biedronka w słodycze opływa, a ja nie; zakupy, duszki i nie tylko; krówka; budyń; szczęście w plastikowym kubku; smarowidło do kanapek doda uroku Twojej kolacji. |
...i stołówkowe przysmaki.
kompoty, podwieczorki, zupy; wystrój i śniadanie. |
Piękne krajobrazy.
Zwiedzanie niemieckiego Drezna...
za oknem i na spacerze; miśnińska porcelana wszędzie; muzeum, sklep. |
...I sprawdzanie zaopatrzenia sklepów.
restauracja; oferta Milki taka szeroka; oferta Lindta robi wrażenie; słynne Mozartkugeln tuż obok; jemy wrapy i jedziemy. |
Długie, deszczowe podróże.
Doprowadzanie pokoju do porządku w 300 sekund.
Masa symbolicznych rzeczy, które kojarzą się tylko tym, którzy tam byli.
Poznawanie tajemnic Karpacza.
oferta sklepów; oferta kawiarenek; ludzie jeżdżą konno, bo czemu nie? :D; wystawy. |
Jazda terenówką po górzystym lesie jako nagroda za zwycięstwo drużynowe.
Masa atrakcji, obok których nie sposób przejść obojętnie.
spis naszych atrakcji; plan dnia; maraton makao; strzelamy plakacik x4; plac zabaw, jedziemy; chodzimy; świątynia św. Anny; widoczki, widoczki, widoczki |
Zdobycie Śnieżki
Powrót do domu.
To było zabawne 11 dni.
Można było odpocząć, zrelaksować się i nabrać sił na to, co przed nami. I choć może nie wszystko było takie, jak początkowo wyglądało, to jednak było warto. Tylu ludzi. Tyle miejsc. Tyle czasu.
Miałam świetne współlokatorki. Zabawnych sąsiadów. Świetne osoby w grupie. Sporo ciekawych ludzi dookoła.
Co będzie dalej? Dobre pytanie.
Póki co, jesteśmy po obozie. A więc, pomówmy o obozie.
Pozdrawiam serdecznie!