Strony

niedziela, 20 lipca 2014

#08. Niedzielne podsumowanie i zapowiedź obozu = przerwy

Poniedziałek będzie bez postanowień, a niedziela przyszła dziś dosyć wcześnie.

Skąd takie radykalne, jakże szokujące, decyzje?
Otóż, wyruszam na obóz. 11 - dniowy.
 Robię sobie przerwę. Od niezaplanowanego co do minuty dnia. Od stałego połączenia z internetem. Od "Gry o Tron". Od gry na pianinie. Od prawie codziennych wypadów rowerowych. Od ludzi, których ze sobą nie zabieram. Jednym słowem, od całego wakacyjnego życia.
Oczywiście, będę tu zaglądać, ale mój obecny telefon niestety nie umożliwi mi normalnego pisania na dłuższą metę, więc te wszystkie fenomenalne posty, które przygotowałam (grunt to dobra reklama), będą Wam udostępniane dopiero po moim powrocie. Czekajcie śmiało, bawcie się dobrze, wykorzystajcie te piękne lipcowe dni!
Tak, abyście mieli, o czym opowiadać, gdy wrócę, bo i ja zamierzam się ze swojego obowiązku wywiązać i również mieć kilka zabawnych historyjek w zanadrzu.
Ale, póki co zapraszam na...
<werbel>

Podsumowanie tego tygodnia


Napisałam 2 listy do dzieciaków z Marzycielskiej Poczty. 
Znalazłam dwoje dzieci, które wkrótce będą obchodzić urodziny, więc zakupiłam również kartki urodzinowe, dodałam listy, opatrzyłam koperty naklejkami i... Poszło w świat! :D Mam nadzieję, że adresatom spodoba się efekt mojej pracy.
Swoją drogą, myślę, że to jedno z fajniejszych zadań. Trudne, ale dające radość i satysfakcję.



Byłam miła dla zielonej herbaty. 
Naprawdę. Nie wylałam jej. Nie powiedziałam wprost, że jest niedobra i jej nie lubię. A próby przekonania były o tyle ciekawe, że miały miejsce w kawiarni. Przetrwałam i... Chyba spróbuję jeszcze raz. Nie była taka tragiczna, choć wielkiej przyjaźni nie zapowiadam.



Zrobiłam wszystkie konieczne zakupy i przygotowałam się na obóz. 
Początkowo wrzuciłam do walizki wszystko, co było pod ręką i efekt był wręcz oszałamiający.
Ale potem się udało, co nieco ogarnęłam i teraz się dopina. Co więcej, jest miejsce na inne rzeczy! Gdy skończę ten post, będę kontynuować pakowanie, a więc wszystko zapowiada się interesująco.



Usmażyłam naleśniki. 
Może konkursu piękności nie wygrają, ale jest już lepiej. Odkryłam też, że niektóre patelnie są pomocne, a inne zachowują się jak fałszywi przyjaciele. Wszystko wygląda dobrze do czasu, gdy nadchodzi poważna próba, czyli - w tym wypadku - trzeba przerzucić naleśnika na drugą stronę. Wtedy nie współpracują, niszcząc ciężką pracę poprzez przypalenie jej lub uformowanie jakiegoś dziwnego kształtu. Ale cóż. Do końca wakacji to ogarnę, na pewno!

Zjadłam po raz pierwszy kalarepę. 
...I zdziwiłam się, bo smakowała prawie jak kapusta. Całkiem spoko.



Zrobiłam razem z Joanem ciasto czekoladowe z filmu "Matrix. Reaktywacja."
Dzielenie się pracą w kuchni nie jest prostą sprawą, ale tragedii też nie było. A efekt wyszedł pyszny i bardzo czekoladowy! No i ciasto w sumie nie istnieje - to przecież tylko kod... ;)



Zrobiłam lasagne z "Garfielda". .
..A kot, który mieszka w moim domu, jej nie przechwycił jak Garfield, choć wygląda podobnie! Ha!



Przeczytałam "Bóg nigdy nie mruga." 
To. Jest. Genialna. Książka.
I mówcie, co chcecie. Przedstawia tak wiele uniwersalnych prawd, które można sobie przyswoić bez względu na np. wyznanie, że nie żałuję, iż ją przeczytałam. Przyznaję szczerze, że ukazała mi parę kwestii wartych zastanowienia, otworzyła oczy na jeszcze inne... Mocna książka, robi wrażenie. A liczy pewnie tylko 150 stron.



Przejechałam niesamowicie długą - jak dla mnie na tym etapie - trasę wynoszącą ponad 40km. 
...I właśnie po powrocie pisałam ostatni post.
Było super! Wiele zobaczyłam, sporo dowiedziałam się o niektórych miejscowościach i miło spędziłam czas.
Wierzę, że szczyt moich możliwości to nie był, a zamierzam się o tym upewnić, gdy tylko wrócę z obozu.
Wówczas, drodzy znajomi, przyjaciele, koleżanki, koledzy i mieszkańcy okolicznych miejscowości - STRZEŻCIE SIĘ, bo nie znacie dnia ani godziny, kiedy nadjadę.
Dobra, pewnie poznacie. Ale cicho. Oficjalnie, nigdy nie wiecie. Nigdy.



Przymierzyłam swoje przyszłe - niedoszłe mundurki i przez przypadek zwiedziliśmy fabrykę jednej z sieciówek. 
Zabawna sytuacja. Pomyliliśmy drzwi i zyskaliśmy wycieczkę gratis. Ładna siedziba, nie powiem.
A w mundurku czułam się trochę, jak stewardessa. Albo bankier(-ka?). Do wyboru, do koloru. Grunt, że póki co było trochę dziwnie, ale pewnie się przyzwyczaję.



Obejrzałam połowę czwartego sezonu "Gry o Tron". 
...A resztę dokończę po obozie. I wówczas ruszam z czymś nowym. Czym? Zobaczymy wkrótce!



I inne zdjęcia z tego tygodnia:


dodatek do wyprawki ogniskowej; popcorn na mecz; nie wiem, kto je frytki zamrożone, ale co złego to nie ja i podłoga taka stylowa x2;
płonie ognisko, ale bynajmniej nie w lesie x2; wschód słońca poniedziałkowy; kupujemy wyprawkę na ciasto; tymbark w przerwie od wypraw; tymbark wie, co mówi, heheszky; taki samolot ładny wisi; z koleżanką - sernik na ciepło; jeździmy słynnymi lokalnie schodami w jedną stronę; PKP przyjeżdża i odjeżdżą x2; miasto moje wieczorem. 
I tak, życzę wszystkim udanego lipcowego czasu!
Nie dajcie się zjeść komarom!
Pozdrawiam ciepło i biegnę kończyć pakowanie.


2 komentarze:

  1. Ostatnio rzucilam kawe i oddalam sie w objecia zielonej herbaty. Trzeba parzyc okolo 2 minut, max 3, inaczej sie robi niedobra I gorzka. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za patent, na pewno wypróbuję. :) Musi być jakaś nadzieja dla tej herbaty, skoro tyle osób ją pije i nawet to lubi... :D

      Usuń