Strony

sobota, 28 czerwca 2014

Coś się kończy, coś zaczyna - wakacyjne plany

Post nietypowy, post spoza kolejki.
Post, którego dodania obawiałam się najbardziej.
"Bo niektóre dni nadchodzą, chociaż zupełnie tego nie chcemy".
Walka z czasem, walka z wiatrakami i takie tam.


Większość osób czeka na wakacje z niecierpliwością.

Dlaczego? Powodów jest wiele.
Nie trzeba wcześnie wstawać. Nikt nie zmusza do nauki. Brak sprawdzianów, brak szkoły. Może nie ma konieczności oglądania tych, za którymi się nie przepada. Jest mniej ograniczeń i więcej czasu na spotkania z innymi ludźmi. Można podróżować. Można zrobić coś niesamowitego, zmienić coś w swoim życiu.
I właśnie jest mój plan.
Skoro już muszę mieć wakacje (ogólnie byłoby w porządku, ale w tym momencie życia są mi jakoś bardzo nie na rękę), zamierzam je wykorzystać tak, żeby nie był to czas zmarnowany. A przynajmniej, nie całkowicie, bo trochę pomarnować go trzeba.W końcu to wakacje, nie?


Wakacyjne przedsięwzięcia 


1) Z kuchni do filmu, z filmu do kuchni
Robocza nazwa mojego planu na połączenie pasji filmowej z kulinarną.
Zamierzam podjąć się zadania odtworzenia smaków z ukochanych filmów. W niektórych przypadkach będę korzystała z przepisów, w innych - działała "na czuja". Jeżeli nikt nie zginie, dom przetrwa, a ja do tego uzyskam jakąś ciekawą potrawę rodem z filmu, będzie po prostu "mission completed".



jedna z lektur na wakacje ^^ 

2) Żegnajcie, słodycze!
30 dni bez słodyczy innych, niż domowe, czyli walka z "uzależnieniem" (o którym zresztą będę jeszcze pisać).
Co będzie zakazane?
Ciastka, ciasta, wyroby czekoladowe, żelki, cukierki, batony. Wszystko w tym stylu.

Co będzie dozwolone?
Wypieki własnej roboty. Budyń, kisiel, galaretki. Owoce, owoce suszone (czy ktoś to w ogóle uznaje za słodycze? :O). Generalnie, daktyle i morele to nadal moi przyjaciele. Może trochę się odsunęliśmy, ale wszystko do odbudowania.



3) Sport każdego dnia.
Może i to oczywiste, ale będę się z tym bardziej pilnować poprzez tzw. dziennik aktywności. Nadszedł czas, żeby zwracać uwagę na swoje postępy, np. czy skraca się czas biegu. Poza tym, mam misję, żeby dojechać rowerem do trzech miejscowości oddalonej co najmniej 20 km od mojego miasta i nie ma tu miejsca na porażki.




4) Zwiedzanie najbliższych okolic (powiatu - w domyśle).
Zapowiadają się podróże autobusowo - rowerowe, łączące w sobie realizację zadań związanych z jazdą na rowerze oraz tych, dotyczących moich umiejętności poruszania się lokalnymi PKS-ami (a raczej ich braku). W każdym razie, będę zwiedzać, poznawać miejscowości i robić zdjęcia tabliczkom z nazwami miejscowości. Postaram się zaangażować też znajomych, którzy mieszkają w danym miejscu. Bo kto lepiej oprowadzi po jakimś terenie, niż osoba, która żyje tam na co dzień?




5) Poznawanie swojego miasta na nowo.
Ostatnio zastanawiam się, czy właściwie znam miejsce, w którym mieszkam. Są części miasta, w których nie byłam chyba nigdy lub takie, które ostatnio odwiedziłam mniej więcej milion lat temu. Nie mówię, że w dwa miesiące poznam całość jak własną kieszeń, ale warto lepiej poznać własne okolice.




6) Uczestniczenie w ciekawych wydarzeniach kulturalnych.
Nie bardzo wiem, co przez to rozumiem, ale plan jest taki, żeby to sprawdzić w praktyce. Do stolicy daleko nie jest, a pewnie coś się tam będzie działo. Nie można obok tego przejść obojętnie!





7) Realizacja wszystkich postanowień.
W skrócie: mojej listy opublikowanej na blogu oraz innych np. ułożonej z Joanem.


8) Odkrycie czegoś nowego. 
W każdym tego słowie znaczeniu. Może odkrycie czegoś nowego w drugiej osobie? Może w swoim życiu? Może w swoim miejscu zamieszkania? Może poznanie ludzi, którzy zmienią więcej, niż można by się spodziewać? Zobaczymy.

9) Organizacja kilku interesujących akcji. 
Nie jestem jeszcze pewna, co do konkretów, więc na razie potraktuję Was ogólnikami. Trzeba będzie zrobić coś niesamowitego; zorganizować coś, co powali wszystkich. Ale co? Okaże się wkrótce.


10) Dobra zabawa!
Od tego przecież są wakacje, prawda? A więc - w miarę możliwości - urlop od trosk i świetna zabawa!


Zrealizowałam istotną część niespodzianki dla klasy.
Jest filmik pożegnalny, który, pomimo problemów technicznych, ostatecznie znalazł się w zasięgu adresatów. Czy go obejrzeli i jak bardzo się skupili - nie wiem, nikogo zmuszać do niczego nie będę. ;) Mam jednak nadzieję, że się spodobał, a przynajmniej - przypomniał ludziom, jaki to był rok - a działo się i to co nie miara.



Mogłabym o zakończeniu opowiadać jeszcze długo, ale powiedzmy to sobie szczerze: po co wylewać swoje smutki "w internetach"? Będzie dobrze! A swoją klasę będę nawiedzać przy każdej możliwej okazji. Niektórych nawet bardziej; liczę, że nie skończy się to oskarżeniem mnie o manię prześladowczą czy sądowym zakazem zbliżania się. Chętnie porozpisywałabym się na temat swoich wspomnień, wyjątkowości swojej klasy czy niektórych ludzi w szczególności, ale sądzę, że oni dobrze wiedzą, co o nich sądzę i dalsze słodzenie jest po prostu niepotrzebne. Zresztą, może na takie rzeczy przyjdzie jeszcze czas.
Kto wie, kto wie.
moje kompendium - piękne, acz nieprzydatne w tym momencie życia

Najbardziej cieszy mnie to, że przetrwałam na mat-fizie. Satysfakcja ogromna, zwłaszcza, że gdy rok temu zdradzałam publicznie swoje plany wyboru profilu, większość osób pukała się w głowę z zażenowaniem. "Może i ogarniasz w miarę wszystko, ale jesteś przede wszystkim humanistką. Humanistka na mat-fizie? Nie przejdzie!".
No więc, przeszło. Jakoś zdałam, pierwsza klasa nie była aż taką tragedią. :D
Nie taki mat-fiz zły, jak go malują.


zdjęcia fragmentów świadectwa dla podkreślenia jednego: byłam na mat-fizie i przetrwałam!
buahahahahahahahahahahahahahahahaha! <triumfalny_śmiech>

W nastroju rodzinno - refleksyjnym, kończę dzisiejszy post, patrząc z - mimo wszystko - radością na nadchodzące dni. :D
Uwaga, moi mili, nadszedł czas na zasłużony odpoczynek! (Bo na pewno jeszcze nie wiecie...)
Pozdrawiam wszystkich ciepło!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz